piątek, 20 maja 2016

Okładka na książkę, zeszyt - tutorial DIY dla bardzo początkujących ;)

 Potrzebowałam uszyć 10 różnych upominków dla nauczycieli na koniec szkoły podstawowej od Uli.
W zeszłym roku szkołę kończył Patryk i nauczyciele dostali chusteczniki-kanapy. 
Nie mogłam w tym roku uszyć kanap bo to ci sami nauczyciele. Zupełnie nie miałam pomysłu co by tu uszyć więc poprosiłam o pomoc znajomych na fb. 
No i moje niezawodne koleżanki podsunęły mi pomysł idealny. Terenia wskazała, że można by uszyć okładki na zeszyty, a Pierzasta podsunęła, żeby kupić do tych okładek kalendarze nauczyciela (takie od lipca do czerwca następnego roku) na następny rok szkolny. Nie miałam pojęcia, że takie kalendarze istnieją, ale cóż, nauczycielem nie jestem. 
Nigdy nie szyłam okładek, więc poszukałam w sieci jak to najprościej zrobić. Znalazłam kilka tutoriali, ale nie odpowiadały mi metody szycia bo nie zakładały, że okładka jest podłożona wkładem patchworkowym, czyli gruba. We wszystkich tutorialach jakie znalazłam, skrzydełka, w które wkłada się książkę były po prosu zawijane pod spód i w różny sposób przeszywane. U mnie tak nie mogło być, bo szyte przeze mnie okładki są grube i gdybym je zawinęła pod okładki kalendarzyków nie układały by się ładnie, bo było by za grubo pomiędzy okładką a pierwszą stroną kalendarza. 
Zatem musiałam wymyślić sposób na uszycie okładki, która będzie miała podszewkę i cienkie "skrzydełka" do wkładania książki.
Możliwe, że nie odkryłam Ameryki, i że jest to sposób ogólnie znany ;) 
Ale, ponieważ zanim uszyłam pierwszą okładkę, kilka razy musiałam ją pruć, bo sobie źle poskładałam elementy, postanowiłam zrobić tutorial. Może ktoś skorzysta. A naprawdę warto, bo okładki szyje się szybko i mogą być naprawdę fajnym i niezobowiązującym upominkiem.

Uszyjemy zatem taką okładeczkę:



 Musimy ustalić wymiary książki, mierzymy ją wzdłuż i wszerz nie zapominając o grubości grzbietu. 
Dodajemy z każdej strony dwa razy nasz zwykły zapas na szew. Ja używam stopki 1/4 cala, czyli ok. 7 mm. Mój zapas na szew zatem to dwa razy 0,7 mm czyli mniej więcej 1,5 cm. Na początek jednak wycinam szmatkę jeszcze trochę większą, powiedzmy o 2 cm z każdej strony. Przygotowuję sobie na niej aplikację do przyszycia i przyklejam dwustronną flizeliną:



pod materiał podkładam ocieplinę, czyli wkład patchworkowy. Można użyć też polaru. Ja sobie sklejam ocieplinę z materiałem klejem w sprayu ale można spiąć szpilkami lub agrafkami.


aplikację przyszywam w rękawiczkach do pikowania, żeby mi się ręce nie ślizgały - metoda sprawdzona, polecam:



 składam na pół i dopasowuję, tak, żeby przyszyta aplikacja była na środku. Teraz wiadomo po co materiał był ucięty jeszcze szerszy niż potrzeba - jeżeli aplikacja przyszyła mi się trochę za bardzo a prawo czy w lewo, teraz mogę to wyregulować. Przycinam nożem na macie odpowiednią wielkość


i mam przycięty ładnie gotowy wierzch okładki:


 Wycinam podszewkę takiej samej wielkości i dwa skrzydełka. Ja sobie ustaliłam szerokość tych skrzydełek na 9 cm ale można zrobić dowolne, byle nie za wąskie, żeby książka nie wypadała jak się ją będzie otwierać.


 skrzydełka zaprasowuję i przeszywam brzegi


jeżeli chcecie przyszyć metkę i zakładkę to teraz jest na to odpowiednia chwila


przystępujemy do przygotowania okładki do zszywania. Najpierw układamy prawą stroną do siebie skrzydełka i wierzch okładki, nie zapominając podwinąć przyszytej na górze zakładki, żeby nam się nie przeszyła jeszcze w jakimś innym miejscu ;)


na to wszystko przykładamy podszewkę. Lewa strona podszewki ma być na górze oczywiście, co u mnie akurat nie ma znaczenia, ale może u Was będzie miało ;)


spinamy szpilkami i przeszywamy naokoło od jednej czerwonej szpilki do drugiej. Nie zapomnijcie na początku i na końcu przeszyć tam i z powrotem, żeby zabezpieczyć końce szwów, bowiem przez tę niewielką dziurę będziemy okładkę przenicowywać ;)


jak wspomniałam, do zszywania używam stopki 1/4 cala:


po zszyciu obcinamy narożniki - i jest to bardzo ważne, inaczej nie ułożą nam się ładnie rogi.


tu widać dziurę, przez którą będziemy przepychać wszystko na drugą stronę:


po przewinięciu, nie prezentuje się najlepiej:


ale po przeprasowaniu zaczyna nabierać kształtu ;)


teraz - niestety - trzeba wziąć igłę i nitkę i zaszyć ręcznie tę dziurę:


po zaszyciu wygląda tak:

a na koniec ostatni szlif- obszywamy jeszcze raz okładkę naokoło. Uwaga! Zanim zrobicie ten szew, załóżcie okładkę na książkę (zeszyt). Wtedy będziecie wiedzieć jak daleko od brzegu należy szyć, żeby okładka była dobrze dopasowana. Możecie w ogóle z niego zrezygnować, bo wszystkie farfocle i tak są w środku, pomiędzy podszewką a wierzchem okładki ;)



tak wygląda z prawej strony:


a tak na książce:



i jeszcze okładki, które uszyłam dla nauczycieli:










Miłej zabawy!


wtorek, 17 maja 2016

Ptaszki po raz drugi i o szyciu na zamówienie

Skontaktowała się ze mną pewna Pani. Zobaczyła na blogu albo na fb poduszkę z ptaszkami, którą szyłam na wielkanocny kiermasz do szkoły w zeszłym roku. I chciała zamówić taką samą. Zmartwiła się, że nie szyję na sprzedaż. Tak mnie prosiła, że zgodziłam się uszyć poduszkę z ptaszkami w ramach wymiany. Ponieważ pani nie zajmuje się rękodziełem, ma mi coś kupić w zamian za poduszkę. Nie wiem co. Lubię takie zabawy, będzie fajna niespodzianka. Kilka razy jednak musiałam pani tłumaczyć, że niemożliwe jest uszycie takiej samej poduszki, chociażby z tego powodu że nie mam już ani skraweczka materiałów do niej użytych. Zużyłam je do zera przy szyciu kanapy wspomnieniowej z małych kwadracików. 
W końcu ustalone zostało, że uszyję poduszkę z innych materiałów niż pierwowzór. Kolorystyka miała być podobna ale mogłoby być też coś w kolorze lawendy i pistacji. No masakra. O ile lawenda jeszcze ujdzie, to pistacja zupełnie mi się nie podoba. A jak mi się jakiś kolor nie podoba, to nie dam rady uszyć niczego. Zaburzy mi kompozycję. Miałam główkowanie. W końcu zdecydowałam się użyć zieleni podobnej do pistacji ale jednak z mniejszą domieszką niebieskiego. Skomponowałam poduszkę, poprzyklejałam ptaszki dwustronną flizeliną i... 
nieopatrznie wysłałam zdjęcie tak przygotowanego uszytka osobie zamawiającej. Okazało się, że może być, ale trzeba wymienić co najmniej jednego ptaszka, bo kolor za ciemny i za bardzo oliwkowy. A w ogóle, to pani nie upiera się przy zieleniach i fioletach, mogą być inne kolory... No to klops, bo ptaszki już przyklejone....
No nic, jakoś udało mi się odkleić bez szkody dla całości tego ciemnego, oliwkowego ptaszka i przykleić mniej oliwkową zieleń. Resztę zostawiłam tak jak było.
Poduszkę uszyłam, ciekawe, czy spodoba się efekt końcowy.
Ale w kontekście tej przygody mam przemyślenia o szyciu na zamówienie. Naprawdę podziwiam osoby, które to robią. Klient ma święte prawo wybrzydzać i grymasić, a wykonawca powinien wszystkie uwagi przyjąć na klatę i zrobić jak się klientowi podoba. Dla mnie to za duży stres. Na szczęście nie muszę sprzedawać swoich uszytków, mogę moją pasje traktować jak zabawę. Ale gdybym musiała sprzedawać, to chyba wolałabym sprzedawać gotowe uszytki. Albo się coś komuś podoba i kupuje, albo nie i nie kupuje. Proste. A dopasowanie się do gustu innej osoby w trakcie szycia... to dla mnie za duża sztuka...




niedziela, 8 maja 2016

Uśmiechowa kołderka dłuuuuugo nie-szyta dla Patrysia

Aż mi wstyd, tak długo zmagałam się z tą kołderką. 
Od początku wiedziałam, że chcę uszyć klocki. Ale ponieważ jest to kołderka z dziewięciu kwadratów, należało ją wydłużyć w stosunku do szerokości, żeby nie była kwadratowa.
I wymyśliłam, że zrobię klocki na górze szersze a z boku węższe. Szycie po skosie pod kątem 45 stopni jest w miarę proste, jak się ma trochę wprawy. Przerabiałam to już miliony razy. Natomiast szycie po skosie pod kątem 60 lub, jak kto woli, 30 stopni nie jest proste, a wręcz mocno skomplikowane, o ile nie używa się metody PP. No i poległam. Obszyłam już połowę kwadratów i cisnęłam je w kąt zniecierpliwiona i zła. Kołderka poleżała w kawałkach chyba z miesiąc a jak ją w końcu wyjęłam, to uznałam, że to nie jest dobra koncepcja. Nie dość, że to szycie jest baaardzo uciążliwe (a zostały mi chyba jeszcze dwa kwadraty do obszycia) to jeszcze dobrane materiały nie chcą się w żaden sposób ze sobą kolorystycznie spasować. Pierwotnie bowiem każdy klocek miał być innego koloru, węższy pasek gładki a szerszy, górny, w tym samym kolorze ale z jakimś deseniem - paski, kratka, kropki itp. I jak poukładałam te kwadraty koło siebie to uznałam, że kolory się gryzą i w ogóle to wszystko jest do bani. Sprułam zatem wszystko i to był pierwszy raz, kiedy prawie uszytą kołderkę prułam do zera.
Wymyśliłam więc, że uszyję normalne klocki ze skosem 45 stopni a kołderkę poszerzę torami kolejowymi, bo przecież Tomek to lokomotywa. Przez chwile zmagałam się jeszcze z koncepcją uszycia torów naokoło ale nijak nie mogłam rozgryźć jak zrobić zakręty i skrzyżowania na torach. Więc powstały tory tylko w poprzek. 
Na spod dostałam od Eny z magazynu kołderkowego materiał w koparki, ale na spotkaniu w Świętochłowicach dziewczyny miały fajną szmatkę z motywem Tomka i jego przyjaciół. Trochę mdłe kolory tego materiału, ale motyw ważniejszy. 
Zatem w bólach powstała kołderka dla Patrysia, 
szczerze mówiąc dłużej jej nie-szyłam niż szyłam. ;)
 Musiałam jeszcze poczekać na przesyłkę od Cebulki z poduszką przygotowaną jego siostry. Szczęśliwie wreszcie poduszka dotarła i mogę jutro wysłać przytulanki do dzieci. 
Kołderka prezentuje się tak:

oczywiście nie jest krzywa tylko zdjęcia nie umiem prosto zrobić ;)

a to plecki: