Tym razem kołderka prościutka w zszywaniu. Ramki i obszycie materiałem w zielono-niebieskie straszydła. Nie miałam już chłopięcych szmatek poza tymi, których tu użyłam. Na spód też już nic w moich zapasach nie zostało, tylko za wąski kawałek kredek. Więc dosztukowałam go i plecki wyszły też trochę patchworkowe. W środek włożyłam, jak do wszystkich uśmiechowych kołderek, piankę poliestrową i spięłam warstwy agrafkami. Nie odważyłam się użyć kleju, choć już od pewnego czasu używam go do kanapkowania potworów. Po wstępnym przepikowaniu po szwach postanowiłam, że już nigdy więcej nie użyję tej pianki. Jest masakrycznie, okropnie, tragicznie beznadziejna. Bardzo źle się na niej pikuje w porównaniu z bawełnianym wkładem do patchworków. A ja sie już rozpuściłam i nie mam zamiaru się więcej męczyć ;)
Ale najgorzej było z pikowaniem. Chciałam kołdrę przepikować białą nicią ale nie wyglądało to dobrze, więc wyprułam tę nić i zdecydowałam się na monofil. Przepikowałam hafty (ach jak cudnie nabrały wypukłości!) a potem zabrałam się za pikowanie tej białej ramy. Maszyna mi się strasznie buntowała, połamałam kilka igieł. Ale zaparłam się i skończyłam.
Teraz się suszy po praniu i w przyszłym tygodniu pojedzie do Krystiana.
Obowiązkowe fotki (niezbyt dobrej jakości ale o tej porze roku trudno o dobre światło):
Ale cudo! I wierzch i plecki :-)))
OdpowiedzUsuńCudna, cudna :-) Jak każda Twoja praca.
OdpowiedzUsuńŚliczna kołderka!!! Piękna, kolorowa...
OdpowiedzUsuń