czwartek, 2 listopada 2017

Trzy odsłony znikającego czterołatkowca

Szukałam tkaniny na świąteczny obrus. I nabyłam ją w Lalabaj. Przy okazji nabyłam jeszcze kilka innych tkanin i dostałam fajnego bonusika w Mikołaje. Pomyślałam, że może wreszcie uszyję sobie  narzutę na kanapę do salonu. Taką świąteczną ;)
Potrzebowałam szybkiego ale efektownego wzoru. 
Najbardziej lubię takie typu zszyj, potnij i znowu zszyj. 
Zajrzałam na youtube na do Misouri Star Quilt Company i znalazłam taki filmik:

No i wzięłam się do roboty. Okazało sie jednak, że zabraknie mi tkaniny na tło, więc musiałam domówić, oczywiście także w Lalabaj. 
Miałam dylemat, jak ułożyć fragmenty znikających czwóreczek. Wydawało mi się, że tak jak w filmiku to jest jakoś nie do końca fajnie, bo niesymetrycznie.
Poukładałam trochę inaczej.
A potem, jak juz pozszywałam, to stwierdziłam, że chyba jest źle i postanowiłam uszyć tę samą metodą poduszkę ale ułożyć kawałki inaczej. Uszyłam czerwoną. 
Potem przyszło mi do głowy, że można by jeszcze inaczej ułożyć te kawałki 
i uszyłam jeszcze zieloną poduszkę. 
I teraz mam komplet :)



A jako, że większość tkanin w tym projekcie pochodzi z Lalabaj, zgłaszam komplet do świątecznego konkursu Lalabaj ;)


czwartek, 8 czerwca 2017

Pokrowiec na ukulele Uli

Od początku tygodnia siedzę chora w domu. Dzisiaj wreszcie objawy choróbska ustąpiły na tyle, że mogłam pomyśleć o maszynie do szycia. Wcześniej nudności a przede wszystkim zawroty głowy uniemożliwiały mi pochylenie się nad stołem z maszyną. I w ogóle nad czymkolwiek...

Ula jakiś czas temu kupiła sobie ukulele. Ciekawa byłam czy będzie miała taki sam zapał do instrumentu jak jej mama kiedyś do gitary. Gdyby nie miała, to strata nie była by duża, bo ukulele kupiła sobie z własnych zaoszczędzonych pieniędzy. :)

 Ale dziecko zapał ma. Gra coraz lepiej. Mogę doświadczać tego wyłącznie zza drzwi jej pokoju, bo odmawia koncertowania przed publicznością. Coś wiem na ten temat, więc nie naciskam ;)

Już dawno miałam jej uszyć pokrowiec na ukulele. Więc jak już zawirowania w głowie w miarę odpuściły, wyjęłam pocięte, stare jeansy i przystąpiłam do dzieła. Spodobało mi się szycie ze skrawków wyciętych ze starych spodni. Uszyłam już takie dwa plecaki-worki. A teraz pomyślałam, że spodnie wykorzystam też na pokrowiec. Mocno nagłowiłam się nad połączeniem wierzchniej warstwy z podszewką i wszyciem we wszystko zamka. Szyłam trochę na czuja i na końcu wydumałam jak to poskładać do kupy. Muszę przyznać, że pokrowiec wyszedł mi bardzo profesjonalnie. Gdybym szyła drugi to nie zmieniałabym metody szycia. 

Pokrowiec uszyty jest specjalnie tak, żeby kawałki jeansu na zszyciu odrobinę się strzępiły. Kieszeń także doszyłam naokoło zygzakiem, bez podwijania. Nie, żebym nie umiała inaczej ;)








niedziela, 23 kwietnia 2017

Sometimes happiness, sometimes sorrow

Skończyłam kolejnego UFO.
Szyłam go na konkurs Fiskarsa, ale to właśnie wtedy dopadła mnie chandra gigant i przy szyciu ostatniego kawałka ramki rzuciłam go w kąt.
Teraz mi wpadł w oko i postanowiłam go skończyć. 
Zajęło mi to kilka godzin...
Ale może dobrze, że go wtedy nie skończyłam, bo nie przyszłoby mi do głowy wtedy pikować go złotą nicią.
A po poduszce z mandalą spodobała mi się ta złota nić i pasowała do bollywoodzkiej kolorystyki uszytka.
Niestety, pikowanie tą nicią to była straszna orka. Nić jest cieniutka i delikatna. Zrywała mi się i chyba z milion razy ją nawlekałam z powrotem na maszynę. Spód był tragiczny bo się okropnie plątała. Musiałam go podszyć dodatkowym kawałkiem szmaty po wypikowaniu.
Oblamowałam gotową lamówką ze skosu, którą kiedyś kupiłam w hurtowych ilościach do czegoś i sporo mi zostało.
Wyszedł piękny!
Szkoda, że na zdjęciach nie widać tej złotej nici.
Z przyjemnością powieszę sobie go w moim szyciowym pokoju.


W realu jest torchę ciemniejszy. Zdjęcie robiłam w słońcu



Na tym zdjęciu trochę widać złotą nitkę:






wtorek, 28 czerwca 2016

Mandala na poduszce

Przyjaciółka poprosiła mnie o poduszkę z mandalą. Dla koleżanki, która zmienia pracę. Koleżanki nie znam. Wiem tylko, że jest fanką zdrowej żywności, jogi i ma ścianę pomalowaną na różowo. Skojarzyło mi się z Indiami. Miałam kłopot, jak tę mandalę uszyć. Zaczęłam kroić podklejone dwustronną flizeliną fragmenty, ale jakoś do mnie nie przemawiały. Poprosiłam na fb o pomysł. No i wygrał pomysł dresden plate.
Szyło mi się całkiem nieźle. Kolorystyka tak dość bollywoodzka. Sam plate uszyłam w jeden wieczór ale potem musiałam zamówić ciemny brąz, bo akurat mi wyszedł. No i dopadły mnie mary.
Ostatnio mam duże wahania nastrojów. Popadam w stany jakby lekko depresyjne, nic mi się nie chce. Nawet, kurczę, szyć. Jak już przyszedł ten materiał na tło, nie mogłam się zabrać ze tę poduszkę. Zmusiłam się naprawdę resztką sił. Po drodze dopadały mnie wątpliwości i zniechęcenie. Nie pisze tego, żeby się żalić, a raczej ku pamięci. Może kiedyś wreszcie wyjdę z tego i będę mogła powspominać, jak to drzewiej bywało. Mam milion UFO-ków, zaczynam coś, potem rzucam w kąt. Kupuję szmaty, licząc na to, że jak przesyłka z nimi dotrze, to we mnie coś zaskoczy. Ale nie zaskakuje. Źle mi z tym i nie umiem sobie poradzić...
Ale suma summarum poduszkę skończyłam, choć po drodze miałam momenty, że przestawała mi się podobać. Żeby nadać bollywoodzkiego szlifu przepikowałam ją złota nicią. Ostatecznie wyszła naprawdę fajna. Teraz mi się podoba. Mam nadzieję, że osobie, dla której jest przeznaczona, także przypadnie do gustu. 

Wymiary 55*55 cm2









Uśmiechowa kołderka dla Miłoszka

...i znowu kołderka, która musiała swoje "odleżeć".
Kwadraty przyszły do mnie w maju. Ale w tym czasie miałam sporo roboty z przygotowaniami do zakończenia roku szkolnego - szyłam upominki dla nauczycieli. Potem zaczęły się okropne upały i po 5 minutach przy maszynie byłam zupełnie mokra od potu. Nie dało się szyć z przyjemnością w takich warunkach. Skrojona i częściowo uszyta kołderka czekała zatem na bardziej przyjazne temperatury
Wreszcie upał odpuścił i mogłam ją skończyć.
Zwykle przy szyciu kołderek najpierw projektuję wierzch a potem (albo w trakcie) poszukuję materiału na spód. Bardzo mi zależy, żeby spód pasował kolorystycznie i "motywowo" do tematu kołderki. Tym razem materiał na spód był pierwszy. Był nawet wcześniej niż kwadraty na kołderkę. ;) Kupiłam bowiem swego czasu puzzle, które ogromnie mi się podobały. Jak zobaczyłam, że będzie do uszycia kołderka z tematem puzzlowym to natychmiast sobie ją zarezerwowałam. ;)
Do spodu musiałam dopasować kolorystycznie wierzch. No i wybrałam gładkie polskie bawełny, wcześniej poddane próbie farbowania. To mocne kolory i było ryzyko, że popuszczą ;)
Wzór kołderki jest prościutki. Tak mi się jakoś skojarzył z oszlifowanymi kamieniami szlachetnymi. No może są dość topornie oszlifowane ale za to jakie kolorowe ;).
Pikowanie zrobiłam tylko po szwach - zygzakiem, bo kiedyś już tak pikowałam kołderkę z motorami i bardzo mi się spodobał efekt. Poza tym obowiązkowe pikowanie haftów monofilem dopełniło dzieła. 
Nieskromnie powiem, że mimo, że kołderka jest mega prosta - baaardzo mi się podoba ;)
Pora na prezentację:





piątek, 20 maja 2016

Okładka na książkę, zeszyt - tutorial DIY dla bardzo początkujących ;)

 Potrzebowałam uszyć 10 różnych upominków dla nauczycieli na koniec szkoły podstawowej od Uli.
W zeszłym roku szkołę kończył Patryk i nauczyciele dostali chusteczniki-kanapy. 
Nie mogłam w tym roku uszyć kanap bo to ci sami nauczyciele. Zupełnie nie miałam pomysłu co by tu uszyć więc poprosiłam o pomoc znajomych na fb. 
No i moje niezawodne koleżanki podsunęły mi pomysł idealny. Terenia wskazała, że można by uszyć okładki na zeszyty, a Pierzasta podsunęła, żeby kupić do tych okładek kalendarze nauczyciela (takie od lipca do czerwca następnego roku) na następny rok szkolny. Nie miałam pojęcia, że takie kalendarze istnieją, ale cóż, nauczycielem nie jestem. 
Nigdy nie szyłam okładek, więc poszukałam w sieci jak to najprościej zrobić. Znalazłam kilka tutoriali, ale nie odpowiadały mi metody szycia bo nie zakładały, że okładka jest podłożona wkładem patchworkowym, czyli gruba. We wszystkich tutorialach jakie znalazłam, skrzydełka, w które wkłada się książkę były po prosu zawijane pod spód i w różny sposób przeszywane. U mnie tak nie mogło być, bo szyte przeze mnie okładki są grube i gdybym je zawinęła pod okładki kalendarzyków nie układały by się ładnie, bo było by za grubo pomiędzy okładką a pierwszą stroną kalendarza. 
Zatem musiałam wymyślić sposób na uszycie okładki, która będzie miała podszewkę i cienkie "skrzydełka" do wkładania książki.
Możliwe, że nie odkryłam Ameryki, i że jest to sposób ogólnie znany ;) 
Ale, ponieważ zanim uszyłam pierwszą okładkę, kilka razy musiałam ją pruć, bo sobie źle poskładałam elementy, postanowiłam zrobić tutorial. Może ktoś skorzysta. A naprawdę warto, bo okładki szyje się szybko i mogą być naprawdę fajnym i niezobowiązującym upominkiem.

Uszyjemy zatem taką okładeczkę:



 Musimy ustalić wymiary książki, mierzymy ją wzdłuż i wszerz nie zapominając o grubości grzbietu. 
Dodajemy z każdej strony dwa razy nasz zwykły zapas na szew. Ja używam stopki 1/4 cala, czyli ok. 7 mm. Mój zapas na szew zatem to dwa razy 0,7 mm czyli mniej więcej 1,5 cm. Na początek jednak wycinam szmatkę jeszcze trochę większą, powiedzmy o 2 cm z każdej strony. Przygotowuję sobie na niej aplikację do przyszycia i przyklejam dwustronną flizeliną:



pod materiał podkładam ocieplinę, czyli wkład patchworkowy. Można użyć też polaru. Ja sobie sklejam ocieplinę z materiałem klejem w sprayu ale można spiąć szpilkami lub agrafkami.


aplikację przyszywam w rękawiczkach do pikowania, żeby mi się ręce nie ślizgały - metoda sprawdzona, polecam:



 składam na pół i dopasowuję, tak, żeby przyszyta aplikacja była na środku. Teraz wiadomo po co materiał był ucięty jeszcze szerszy niż potrzeba - jeżeli aplikacja przyszyła mi się trochę za bardzo a prawo czy w lewo, teraz mogę to wyregulować. Przycinam nożem na macie odpowiednią wielkość


i mam przycięty ładnie gotowy wierzch okładki:


 Wycinam podszewkę takiej samej wielkości i dwa skrzydełka. Ja sobie ustaliłam szerokość tych skrzydełek na 9 cm ale można zrobić dowolne, byle nie za wąskie, żeby książka nie wypadała jak się ją będzie otwierać.


 skrzydełka zaprasowuję i przeszywam brzegi


jeżeli chcecie przyszyć metkę i zakładkę to teraz jest na to odpowiednia chwila


przystępujemy do przygotowania okładki do zszywania. Najpierw układamy prawą stroną do siebie skrzydełka i wierzch okładki, nie zapominając podwinąć przyszytej na górze zakładki, żeby nam się nie przeszyła jeszcze w jakimś innym miejscu ;)


na to wszystko przykładamy podszewkę. Lewa strona podszewki ma być na górze oczywiście, co u mnie akurat nie ma znaczenia, ale może u Was będzie miało ;)


spinamy szpilkami i przeszywamy naokoło od jednej czerwonej szpilki do drugiej. Nie zapomnijcie na początku i na końcu przeszyć tam i z powrotem, żeby zabezpieczyć końce szwów, bowiem przez tę niewielką dziurę będziemy okładkę przenicowywać ;)


jak wspomniałam, do zszywania używam stopki 1/4 cala:


po zszyciu obcinamy narożniki - i jest to bardzo ważne, inaczej nie ułożą nam się ładnie rogi.


tu widać dziurę, przez którą będziemy przepychać wszystko na drugą stronę:


po przewinięciu, nie prezentuje się najlepiej:


ale po przeprasowaniu zaczyna nabierać kształtu ;)


teraz - niestety - trzeba wziąć igłę i nitkę i zaszyć ręcznie tę dziurę:


po zaszyciu wygląda tak:

a na koniec ostatni szlif- obszywamy jeszcze raz okładkę naokoło. Uwaga! Zanim zrobicie ten szew, załóżcie okładkę na książkę (zeszyt). Wtedy będziecie wiedzieć jak daleko od brzegu należy szyć, żeby okładka była dobrze dopasowana. Możecie w ogóle z niego zrezygnować, bo wszystkie farfocle i tak są w środku, pomiędzy podszewką a wierzchem okładki ;)



tak wygląda z prawej strony:


a tak na książce:



i jeszcze okładki, które uszyłam dla nauczycieli:










Miłej zabawy!