niedziela, 23 kwietnia 2017

Sometimes happiness, sometimes sorrow

Skończyłam kolejnego UFO.
Szyłam go na konkurs Fiskarsa, ale to właśnie wtedy dopadła mnie chandra gigant i przy szyciu ostatniego kawałka ramki rzuciłam go w kąt.
Teraz mi wpadł w oko i postanowiłam go skończyć. 
Zajęło mi to kilka godzin...
Ale może dobrze, że go wtedy nie skończyłam, bo nie przyszłoby mi do głowy wtedy pikować go złotą nicią.
A po poduszce z mandalą spodobała mi się ta złota nić i pasowała do bollywoodzkiej kolorystyki uszytka.
Niestety, pikowanie tą nicią to była straszna orka. Nić jest cieniutka i delikatna. Zrywała mi się i chyba z milion razy ją nawlekałam z powrotem na maszynę. Spód był tragiczny bo się okropnie plątała. Musiałam go podszyć dodatkowym kawałkiem szmaty po wypikowaniu.
Oblamowałam gotową lamówką ze skosu, którą kiedyś kupiłam w hurtowych ilościach do czegoś i sporo mi zostało.
Wyszedł piękny!
Szkoda, że na zdjęciach nie widać tej złotej nici.
Z przyjemnością powieszę sobie go w moim szyciowym pokoju.


W realu jest torchę ciemniejszy. Zdjęcie robiłam w słońcu



Na tym zdjęciu trochę widać złotą nitkę:






4 komentarze:

  1. Jest piękny !!! Nie da się ukryć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piekny. Chetnie w reealu zobacze i pomacam

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny :-) Zestaw słoneczny i wakacyjny. Na żywo z pewnością zachwyca tym złotym pikowaniem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super i na pewno przepędzi kolejną chandrę :)

    OdpowiedzUsuń